/według objawień bł. Anny Katarzyny Emmerich/
Podczas gdy biczowano Jezusa, Piłat kilkakroć przemawiał do ludu w duchu pojednawczym, lecz wciąż odpowiadano mu uporczywym krzykiem: „Precz z Nim! Musimy Go usunąć, choćbyśmy sami mieli przez to zginąć!” Gdy prowadzono Jezusa do strażnicy, znowu rozległy się okrzyki: „Precz z Nim! Precz!” Coraz to nowe schodziły się gromady Żydów, podburzonych przez zauszników arcykapłanów, i coraz groźniejsze okrzyki rozlegały się wokoło.
Po zaprowadzeniu Jezusa do strażnicy nastąpiła krótka chwila spokoju. Piłat zajął się wydaniem odpowiednich rozporządzeń wojsku. Arcykapłani i radni siedzący pod drzewami na podwyższonych ławach zasłanych okryciami, kazali przez służących przynieść sobie posiłek i napoje, a następnie posilali się, rozprawiając o ostatecznej zgubie Jezusa. Piłat także usunął się na chwilę w głąb domu. Zabobonny ten człowiek był w wielkiej rozterce. Sam nie wiedział, co począć, jak rozstrzygnąć o losie Jezusa. I znowu palił w samotności kadzidła swoim bożkom, próbował znaków wróżebnych, lecz w żaden sposób nie mógł się pozbyć dręczącej go niepewności.
Najświętsza Panna, wytarłszy chustami krew Jezusa u słupa, odeszła z niewiastami z forum. Niosąc te drogocenne relikwie, udały się do pobliskiego domku zbudowanego pod murem; nie przypominam sobie, do kogo ten dom należał. Jana, jak mi się zdaje, nie widziałam nigdzie podczas biczowania.
Tymczasem na wewnętrznym dziedzińcu strażnicy odbywało się koronowanie Jezusa cierniem. Strażnica stała już w obrębie forum, a pod nią znajdowały się więzienia dla złoczyńców Wkoło otoczona była kolumnadą o otwartych portykach. Na dziedzińcu zebrało się około pięćdziesięciu zbirów, czeladzi, parobków, dozorców więziennych, siepaczy, niewolników i katów, którzy Jezusa biczowali. Wszyscy oni brali czynny udział w naigrawaniu się z Pana. I motłoch uliczny zaczął się cisnąć na dziedziniec, ale wnet nadszedł oddział złożony z tysiąca rzymskich żołnierzy i otoczył zbitym i zwartym szeregiem całą strażnicę, nie dopuszczając nikogo. Żołnierze sami śmiali się i szydzili, podżegając tym dręczycieli Jezusa do zadawania Mu tym większych mąk. Śmiech i żarty żołnierzy prowokowały tę zgraję do okrucieństwa, jak oklaski widzów podniecają aktora do lepszej gry.
Wytoczyli na środek ułamaną podstawę jakiejś dawnej kolumny, z otworem w środku, w którym zapewne niegdyś była ona osadzona. Na tym postawili niski, okrągły stołek, opatrzony z tyłu antabą do trzymania. W złości swej posypali stołek ostrymi kamykami i skorupami z naczyń.
Przygotowawszy siedzenie, zdarli znowu ze zranionego ciała Jezusa wszystkie suknie, a narzucili Mu krótki, czerwony płaszcz żołnierski, podarty ze starości i niesięgający nawet do kolan. Tu i ówdzie zwieszały się z płaszcza strzępy żółtych ozdób. Płaszcz ten leżał zwykle w kącie w izdebce pachołków, a ubierano w niego zazwyczaj ubiczowanych złoczyńców, już to na pośmiewisko, już to, by osuszyć krew spływającą z ran biczowanego. Ubrawszy weń Jezusa, przywlekli Go przed siedzenie posypane skorupami i kamykami, i całą siłą posadzili Go na nie. Teraz zabrali się do wtłaczania Mu korony cierniowej. Korona ta wysoka na kilka dłoni, pleciona była gęsto z trzech gałęzi cierniowych, grubych na palec, umyślnie w tym celu wyciętych w krzakach (widziałam nawet to miejsce, gdzie je wycinano). Użyto do tego trojakiego rodzaju cierni, podobnych do naszego głogu, szakłaku i tarniny. Kolce z rozmysłem zwrócone były prawie wszystkie do środka. U góry przypleciona była wystająca obwódka z jakiegoś ciernia, podobnego do jeżyny; tędy ujmowali siepacze koronę w rękę. Korona zrobiona była na kształt szerokiej taśmy, przybrała więc formę korony dopiero wtenczas, gdy opasali nią Jezusowi głowę i z tyłu mocno związali. Ciernie, zwrócone do środka, wnikały głęboko w głowę Jezusa. Do ręki dali Mu grubą trzcinę zakończoną kością, a wszystko to robili z szyderczym namaszczeniem, jak gdyby uroczyście koronowali Go na króla. Teraz dopiero zaczęli znęcać się nad Nim. Wydzierali Mu trzcinę z ręki i bili nią w koronę, by kolce głębiej wbijały się w głowę. Krew zaczęła spływać Jezusowi po twarzy i zalewać Mu oczy. A oni klękali przed Nim, bili Go i pluli Mu w twarz, krzycząc: „Bądź pozdrowiony, Królu żydowski!”. Wreszcie wśród śmiechu piekielnego wywrócili Go ze stołkiem na ziemię, lecz zaraz poderwali Go i posadzili na nowo, raniąc o skorupy Jego ciało.
Nie zdołam powtórzyć, na jakie nikczemności wysilali się ci łotrzy, by naigrawać się z umęczonego Zbawiciela. Ach! Jakież straszne pragnienie dręczyło Jezusa, gdy skatowany tak nieludzko i poraniony przy biczowaniu dostał febry i gorączki. Drżał na całym ciele, a ciało to na bokach powyrywane było miejscami aż do kości. Język Jego ściągnięty był kurczowo, pałające, spalone usta były otwarte, a zwilżała je krew spływająca z najświętszej głowy. Zaślepieni okrutnicy zaś obrali sobie te święte usta za cel swych obrzydliwych nieczystości i plwocin. Tak dręczono Jezusa około pół godziny, a oddział żołnierzy otaczający szeregiem pretorium bawił się tym widowiskiem, dając poklask siepaczom.